Zimowe morze ma w sobie magię. Szczególnie, kiedy zachodzi słońce i wszystko spowija delikatna czerwona poświata. Wyostrzają się kolory, czerwienieje jeszcze bardziej nos.
Popijam kawę i zawijam się w szalik. Taki duży, biały, jak koc prawie. Wystaje mi tylko piegowato-różowy nos, oczy zasłoniłam okularami, których szkła w sepii potęgują zachód słońca.
Kawa stygnie szybko, jest z mlekiem. Podoba mi się to miejsce, drewniana knajpka na plaży. Bardzo holenderska, czysta i ułożona, ale też ciepła, z nadmorskim zamysłem. Świeże kwiaty, ogień, drewno i białe ściany. Zastygam w nadmorskim zimowym powietrzu. Jest dobrze.
Dzień kończy się szybko, kubek pusty, zachodzi słońce, na zdjęciach czernieje ląd. Zostają tylko kolory na niebie i piasek w butach, który później przypomina mi przez tydzień, że byłam nad morzem.
Wysypuję go z buta dopiero w Londynie, w deski mojego biura. Zawsze mogę powiedzieć, że pracuję na plaży.
Miejscowość, do której pojechaliśmy nazywa się Zandvoort, a to miejsce – właśnie udało mi się je znaleźć na mapie – Tijn Akersloot. Jest blisko Amsterdamu.
Wybieracie się? Możecie porównać noclegi z wszystkich wyszukiwarek TUTAJ, żeby znaleźć ten w najlepszej cenie.