Na południu Portugalii wiosna. Wdycham powietrze o lekko słonawym zapachu i oblizuję usta. Znam ten smak. To ocean. Nie jesteśmy znowu tak daleko, cząstki powietrza i morskiej wody wymieszały się tworząc fale gorąca. Wiejskie Algarve tak właśnie pachnie. Solą i słońcem.
M. też pachnie oceanem. Spędza w nim każdą możliwą chwilę, zanurza głowę w lodowatej kwietniowej wodzie, kiedy mnie parzą stopy od zimna. Podziwiam go za tą determinację. Siedzę na plaży i próbuję go wypatrzyć, wiem, że ma niebieskie rękawy. Wszyscy surferzy wydają się tylko czarnymi punktami, robię zdjęcia nie tym co trzeba.
Popołudnie spędzamy na wsi. Niedawno wróciliśmy z lokalnego targu w Aljezur. Pomidorowe królestwo, a ja jestem od nich uzależniona. Soczyste i czerwone kuszą. Nie mniej niż pomarańcze, świeży sok rano do portugalskiej kawy Sical to istna rozpusta.
Nasz tymczasowy drewniany domek błyszczy się w słońcu, drewno podestu skrzypi pod moimi butami. Nie mam letnich, nie spodziewałam się takiej pogody. Miało lać całe pięć dni. Padało tylko w dzień wyjazdu.
Idziemy na spacer, chcemy lepiej poznać okolicę. Sąsiadów mało, pagórki pokryte są zielenią, gdzieniegdzie prześwitują ruiny kamiennych domów z przeszłości. Jest spokojnie, mimo, że natura kipi. Wracać się nie chce.
Moja nowa kawowa torba powstała z rąk Eko Ten Tego <3
Domek wynajęliśmy przez Airbnb, szykuję kolejnego posta, w którym więcej Wam o tym opowiem, ale jeżeli chcecie użyć w przyszłości Airbnb to TUTAJ możecie złapać zniżkę (£14 kredytu). Musicie tylko kliknąć na link i się zapisać (za darmo).
Jak nie Airbnb to na TEJ stronie przeszukacie łatwo wszystkie duże wyszukiwarki noclegów w Algarve.